wtorek, 31 lipca 2012

Letnie szaszłyki z marynowaną papryką

Szaszłyki kojarzą mi się z letnim grillowaniem. Niespiesznym pałaszowaniem, rozmaitych pyszności, słońcem, bezchmurnym błękitnym niebem, buteleczką zimnego, dobrego piwa.
Niestety nie jestem szczęśliwą posiadaczką domu z ogrodem, więc grilluję tylko okazjonalnie. Dziś ruszt rozstawiony pod chmurką zastąpił mi piekarnik. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma :). Część szaszłyków zrobiłam ze świeżą, słodką papryką, do części zaś włożyłam paprykę konserwową (tak woli Zapuszkowany).

Było prosto i smacznie. A poręczne buteleczki niepasteryzowanego, schłodzonego piwa przywiodły mi na myśl dawne wakacje na Mazurach
...



Składniki:
- kawałki kurczaka lub indyka
- kilka małych cukinii
- kilkanaście pieczarek
- duża czerwona papryka
- pół słoika marynowanej papryki od Dawtony
- kilka ząbków czosnku
- chili
- sól morska
- oliwa z oliwek

sos:
- jogurt grecki
- garść liści bazylii
- garść posiekanego koperku
- świeżo zmielony czarny pieprz
- odrobina soli


Kurczaka kroimy na kawałki (nie zbyt małe, bo łatwiej wyschną), marynujemy w sporej ilości oliwy, czosnku, soli i chili. Cukinię, paprykę i pieczarki myjemy/obieramy i kroimy odpowiednio. Podobnie postępujemy z papryką z marynaty - kroimy na niezbyt małe kawałki. Całość nabijamy na szaszłykowe, drewniane patyki. Pieczemy w piekarniku w temperaturze 150st. C przez 20 minut.
Podajemy z jogurtowym sosem z odrobiną zmiażdżonego czosnku i posiekanymi koperkiem i bazylią.
Nieskomplikowane i wakacyjne!

piątek, 27 lipca 2012

Świąteczna sałatka Nigelli

Tak, wiem, mamy koniec lipca, więc określenie "świąteczny" może budzić pewien dysonans, ale czy w naszych realiach ktokolwiek sałatkę na bazie pomidorków koktajlowych i czerwonej fasoli może skojarzyć z bożonarodzeniowym menu? Nie sądzę. Sałatka jest po prostu smaczna, kolorowa i piękna, a obecność fasoli sprawia, że nie potrzebujemy ziemniaków, ryżu czy kaszy by poczuć sytość.
Zaserwowałam ją dziś do porcji pieczonej szynki. Przepis znalazłam w książce Nigella świątecznie.



Składniki:
- kilkanaście pomidorków koktajlowych
- puszka czerwonej fasoli od Dawtony
- pół średniej cebuli
- pół pęczka natki pietruchy
- oliwa z oliwek
- 2 łyżki octu balsamicznego


Otwieramy puszkę z fasolką, odcedzamy i płuczemy w zimnej wodzie.Obieramy cebulę, kroimy w piórka lub półksiężyce. Marynujemy w occie balsamicznym przez około kwadrans, a następnie wylewamy jego resztki. Pomidorki przekrawamy na pół. Natkę siekamy niezbyt drobno. Wszystko polewamy oliwą - czy obficie czy nie zależy od Was. Ja lubię oliwę szalenie więc nie dla mnie obostrzenia w stylu "łyżkę". ;)
Spożywamy solo lub z kawałkiem mięsa.

wtorek, 24 lipca 2012

Fasolka szparagowa po prowansalsku

Wciąż trzymają się mnie południowe klimaty - widać bardzo potrzebuję wakacji! ;) Dziś rzecz, którą pamiętam z wakacji we Francji - fasolka po prowansalsku. Bardzo na czasie - sezon na fasolkę szparagową w rozkwicie, można ją jeść bez ustanku, bo zdrowa, pyszna i wreszcie bardzo tania. Również zioła z mojego miniogródka na parapecie mają się znakomicie - jednak odpowiednia dawka lipcowego słońca wpływa dobrze nie tylko na nas. 



Składniki:
- 2 garście żółtej fasolki szparagowej
- 2 garście zielonej fasolki szparagowej
- 3 ząbki czosnku
- nieco oliwy z oliwek
- kartonik pomidorów w zalewie od Dawtony (potrzebujemy ok.1/2 jego zawartości)
- kilka listków świeżego rozmarynu
- odrobina suszonego tymianku
- świeżo zmielony czarny pieprz





Fasolkę myjemy, obieramy z końcówek i gotujemy do miękkości, jednak zważając by nie rozpadała się. Na oliwie szklimy pokrojony w plasterki czosnek. Blendujemy pomidory i zioła na jednolity mus. Łączymy pomidorowy sos z czosnkową oliwą, a następnie polewamy nim ugotowaną fasolkę. Dekorujemy gałązką świeżego rozmarynu. Jemy ze świeżą bagietką i szklaneczką białego wina z kostką lodu.

piątek, 20 lipca 2012

Wieprzowina a la dziczyzna

Dziczyzny niestety nie miałam jeszcze w swojej kuchni, a szkoda.  Nie mam w rodzinie myśliwego, ani żadnego innego źródła z jakiego mogłabym bezpiecznie korzystać, by urozmaicić menu Zapuszkowanych.
Nic to jednak straconego. W jednej z książek, jakie czule hołubię na półce w kuchni (a rzadko zaglądam, bo nie mam czasu), wyczytałam przepis, który mnie zaintrygował. Marlena de Blasi autorka bestselleru Tysiąc dni w Toskanii przykuła moją uwagę intrygującym przepisem na wieprzowinę, która ma jako żywo przypominać aromatyczną dziczyznę. I faktycznie - dzięki mocy przypraw i butelce czerwonego wina tak właśnie jest!






Składniki:
1,5 kg wieprzowiny
10 jagód jałowca
10 goździków
10 ziarenek czarnego pieprzu
2 łyżki oliwy
3 cebule (duże)
2 ząbki czosnku
papryczka chili
butelka czerwonego wina półwytrawnego
1 kartonik przecieru pomidorowego Dawtona
łyżeczka octu balsamicznego
nieco świeżego rozmarynu
sól, świeżo zmielony pieprz
olej rzepakowy

Mięso kroimy na nieduże kawałki, solimy, pieprzymy i lekko obsmażamy na patelni na rozgrzanym dobrze oleju. Gotowe kawałki mięsa(w środku może być surowe, bo to nie koniec jego obróbki) przekładamy do garnka. Na tej samej patelni szklimy cebulę i czosnek. Do garnka zawierającego mięso wlewamy wino i wszelkie przyprawy, a także przecier pomidorowy oraz zeszklone cebulę i czosnek. Dusimy dość długo bo nawet 2 godziny. Mięso ma być bardzo miękkie (rozpadać się pod naciskiem sztućca) oraz powinno przejść wszystkimi aromatami, tak bardzo kojarzącymi się z przyrządzaniem dziczyzny. Cebula natomiast rozpadnie się zagęszczając sos.

Przepis pochodzi z Toskanii, a więc najpiękniejszej części Włoch i jeśli koniecznie chcecie od początku do końca trzymać się konwencji radziłabym skonsumować danie ze świeżym pieczywem typu ciabatta. Według mnie jednak znakomicie smakuje zarówno z młodymi ziemniakami ugotowanymi w osolonym wrzątku, jak i - kaszą. Dziś jednak, nie bacząc na konwenanse, podałam potrawę z ryżem do risotto, bo zostało go sporo z poprzedniego obiadu, a w mojej kuchni nic się nie marnuje! :)
Znakomita rzecz, koniecznie spróbujcie!



wtorek, 17 lipca 2012

Galareta z mięsem i warzywami

Gdy przychodzą goście lubię błysnąć czymś bardziej fusion, lecz szczególne miejsce w moim sercu zajmują zakąski, które pamiętam z dzieciństwa. Gdy pani Halinka czy inna Irenka, wpadały z goździkiem imieninowym do mojej babci, babcia chcąc podjąć kumę czymś smakowitym wyciągała z lodówki to czy owo. Dziś zepchnięty na margines za sprawą zapożyczeń kulinarnych z różnych stron świata, kuchenny oldschool to coś, co doskonale wieńczy spotkania w gronie znajomych.
Dziś zapraszam do stołu na poczciwą, tradycyjną galaretę z mięsem wieprzowym.

Składniki: 
2 golonki wieprzowe
3 kurze łapki
3 średnie marchwie pokrojone w plasterki
2 ząbki czosnku
1 duża cebula
puszka groszku drobnego od Dawtony
sól
pieprz
natka pietruszki

Proste, lecz wymaga nieco czasu. Golonki i kurze łapki wrzucamy do dużego gara i zalewamy taką ilością wody, jaką pozwala pojemność gara, lecz nie mniej, by przykryć mięso. Pamiętajmy, że podczas gotowania, a będzie ono długo trwało, masa wody odparuje, tymczasem nam zależy, by wywar był bardzo skondensowany. Zróbmy więc tak, by nie podlewać bulionu w trakcie gotowania. Golonki mają rozpadać się, a ich mięso ma wprost rozpływać się w ustach. Kurze łapki natomiast nie stanowią wartości smakowej (chyba, że ktoś lubi ;)) - służą zagęszczeniu galarety. Osobiście wolę taki zabieg niż stosowanie żelatyny - po co?..
Wywar lekko solimy, pieprzymy, dodajemy cebulę i czosnek. Gotowanie trwa nawet dwie godziny, cebula i czosnek mają rozpaść się a zostawić jedynie smakową nutę. Z kolei jeśli chodzi o pozostałe warzywa - chcemy by były chrupiące, dlatego je wrzucimy do bulionu pod koniec gotowania. 

Na koniec pozostawiamy garnek z wywarem do ostudzenia. Mięso można swobodnie oddzielić od kości palcami. Do szklanej miski wlewamy ostudzony bulion (już na tym etapie powinien być galaretowaty), ze wszystkim co chcemy by się w nim znalazło - a więc odseparowane od kości mięso, kawałki marchewki, groszek, posiekana natka. Wkładamy do lodówki na kilka godzin. Przed skonsumowaniem gotową, ściętą galaretę przekładamy z miski na płaski talerz, energicznie kładąc miskę do góry nogami (można podważyć z boku nożem lub drewnianą łopatką).
Smacznego! :)

piątek, 13 lipca 2012

Puszka dzieciom

Lubię bardzo urządzać dom, szczególne miejsce w moim sercu jednak zajmuje aranżowanie przestrzeni życiowej Zapuszkowanego Juniora. Pokój dziecka wymaga wybitnej kreatywności - trzeba bowiem połączyć w całość trzy bardzo istotne postulaty - ma być atrakcyjnie z punktu widzenia dziecka, ma być praktycznie dla nas, osób, które chcąc nie chcąc, spędzają sporo czasu w dziecięcym królestwie, wreszcie: dziecinna przestrzeń ma cieszyć oko nas wszystkich, niezależnie od wieku. Fajnie też, jeśli wybrane przez nas rozwiązania nie kosztują majątku, bo po pierwsze - dzieciom zdarza się rzeczy zwyczajnie niszczyć, po kolejne - dzieci rosną nieubłaganie i wymagają zmian.
Dizajn recyklingowy to rzecz, która zawsze przykuje mój wzrok, bo to po prostu dobry dizajn. Ekologiczny - wykorzystuje po raz wtóry raz użyty surowiec, tani - wydajemy tylko raz i unikalny - pomysł, jak wykorzystać użytą raz rzecz jest z definicji jest jedyny w swoim rodzaju.


Co powiecie o puszkowych przybornikach na kredki, ołówki i inne akcesoria szkolno-artystyczne?





Można zostawić puszki w wersji nieobrobionej (zdrapując tylko uprzednio etykietę) można też przepięknie przerobić ich look wedle uznania. Dziewczynkom na pewno przypadnie do gustu motyw "łączki", a więc wielokwiatowych wariacji, chłopcy pewnie docenią klimaty geometryczne.


Jak się do takich przeróbek zabrać?

Można tak:





... albo tak:




... albo tak:
(ten sposób wyjątkowo godny uznania, bo angażuje najmłodszych)



Efekt oceńcie sami - powyżej. Ja jestem urzeczona i na pewno wykorzystam patent aranżując biurkową przestrzeń Zapuszkowanego Juniora i to już niebawem. Od września bowiem będę miała na stanie zerówkowicza! Poważna sprawa!

_____________
photos from: artideascrafts, cimots, elsiemarley, handsonaswegrow, martha stewart, webchiem, goodhousekeeping, homejelly.

wtorek, 10 lipca 2012

Sernik z brzoskwiniami i wiśniami

W weekend Zapuszkowany świętował jubileusz swego istnienia. Jako przykładna żona postanowiłam upiec coś pysznego, a jednocześnie lekkiego, jak na letni deser przystało. Letni wypiek koniecznie musi zawierać w sobie owoce - postawiłam na brzoskwinie i wiśnie.
Sernik,który upiekłam tego popołudnia zachwycił wszystkich gości i samego jubilata. Niestety odnotowałam także jego czarne strony - powzięte kilka dni temu postanowienie trzymania przedurlopowej diety przeszło do historii.




Składniki:

na ciasto:
3 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 cukier waniliowy z naturalną wanilią
1 kostka margaryny
5 żółtek
1 łyżka smalcu.
3 łyżki cukru 

Z tych składników zagniatamy ciasto, po czym wkładamy je na dwie godziny do zamrażarki.

na masę serową:
0,5 kg zmielonego twarogu
1 całe jajo i 1 żółtko
0,5 opakowania budyniu śmietankowego
0,5 szklanki cukru
0,5 kostki masła
sok z połowy cytryny
Powyższe składniki dokładnie miksujemy na puszystą
masę.

ponadto:
puszka brzoskwiń w syropie od Dawtony
szklanka podsmażonych w cukrze wiśni (uprzednio wydrylowanych)



Ciasto po wyjęciu z zamrażarki dzielimy na połowę. Jedną
część układamy lub ucieramy na dno tortownicy, na to kładziemy masę serową, a następnie pokrojone w ósemki brzoskwinie z puszki oraz wiśnie. 5 białek i pół szklanki cukru ubijamy sztywną pianę i wykładamy ją na owoce. Pozostałe ciasto ścieramy na wierzch na grubym oczku tarki. Pieczemy około godziny w temperaturze 180-190 stopni.

 

piątek, 6 lipca 2012

Hawajski napój herbaciany z ananasem

 
Na kiedy zaplanowaliście tegoroczny urlop? Jeśli właśnie nań ruszyliście i jako miejsce wypoczynku wybraliście jakiś urokliwy zakątek Polski - gratuluję wyczucia czasu. Pogoda jest naprawdę urlopowa! Szczerze Wam zazdroszczę faktu, że nie ślęczycie teraz nad komputerem w biurze z oczami tęskno wbitymi w krajobraz za oknem. Ja swoje urlopowe pięć minut będę święcić dopiero we wrześniu, a teraz pozostaje tylko zaciąć zęby, sporządzić dobry chłodzący napój, i czekać na wybicie godziny szesnastej! Wszak dziś piątek, przed nami słoneczny weekend, musimy zatem zaimprowizować coś na kształt miniwakacji ;)

A póki co - hawajski napój herbaciany. Bardzo orzeźwiający i stawiający na nogi, bo prócz owoców zawiera czarną herbatę, a więc porcję dobroczynnej kofeiny oraz imbir.
Znam go dzięki siostrze-globtrotterce, która zwiedziła już kawał świata, między innymi cudowne Hawaje, i uraczyła nas niegdyś w pewien upalny, letni wieczór.



Składniki:
- napar z czarnej herbaty - ja mam bardzo mocną, więc wystarczyła mi torebka
- puszka ananasa w krążkach lub kostce od Dawtony
- 1 cytryna
- 1 mandarynka
- łyżeczka świeżo startego imbiru
- kilka kostek lodu
- liście mięty do dekoracji


Parzymy herbatę w niewielkiej ilości wody. Esencję wlewamy do pojemnego dzbanka/karafki, dolewamy wody mineralnej pozostawiając miejsce na syrop z ananasa. Otwieramy puszkę z ananasem i całą jej zawartość dodajemy do zawartości dzbanka.
Myjemy dokładnie cytrusy, możemy je również sparzyć we wrzątku, a następnie kroimy w cienkie plasterki.
Wrzucamy do herbaciano-ananasowego napoju. Imbir trzemy na jak najmniejszym oczku tarki i również dodajemy do całości. Na koniec wrzucamy kostki lody, lub pokruszony lód. Ja lubię zielony akcent kolorystyczny, dlatego nie odmówię sobie listków mięty - w niewielkiej ilości, bo nie chcemy by zdominowały smakowo napój.

Udanego weekendu, który już za kilka godzin! :)

wtorek, 3 lipca 2012

Naleśniki z nadzieniem z pora, kukurydzy i fety

Naleśniki lubię umiarkowanie, w przeciwieństwie do męskiej części Zapuszkowanych, którzy pasjami. Naleśnik z serem na słodko kojarzy mi się ze szkolną stołówką, czyli umiarkowanie dobrze, a jednak jest to dla mnie przykład kulinarnej siermięgi.
(Choć nie powiem, bym pogardziła wersją - nutella i cieniutkie plasterki bananów ;))

Skoro już naleśnik musi figurować w menu tygodniowym mojej rodziny, chętnie podam go w wersji wytrawnej. Wtedy bazą do ciasta jest nie mleko, a... piwo. Nadzienie z porem, kukurydzą i serem feta to jedna z moich ulubionych naleśnikowych wariacji.
 

Składniki:


na ciasto naleśnikowe:
- puszka/butelka 0.5l jasnego piwa
- 1 duże jajko
- szczypta soli
- tyle mąki, ile potrzeba, by konsystencja ciasta była odpowiednia na naleśniki

na farsz:
- 2 dorodne lub 3 nieduże pory
(aktualnie w sprzedaży są młode warzywa, więc nieduże, dlatego pewnie potrzeba będzie 3 sztuk)
- puszka kukurydzy od Dawtony
- kostka greckiego sera typu Feta

- nieco oleju
- świeżo zmielony czarny pieprz
- dwie łyżki gęstej śmietany lub jogurtu greckiego
- kilka plasterków pikantnego sera żółtego do zapieczenia



W wysokim naczyniu łączymy składniki na naleśnikowe ciasto i miksujemy je. Rozgrzewamy patelnię (przyda się odrobina oleju) i smażymy kopę naleśnikowych placków.
W międzyczasie rozkręcamy piekarnik na 180st. C.

Pora myjemy dokładnie (lubi mieć piasek między liśćmi w zielonej części) i siekamy na półcentymetrowe plasterki. W garnku lub wysokiej patelni rozgrzewamy nieco oleju, a następnie wrzucamy por na rozgrzany tłuszcz. Możemy podlać też odrobiną wody - chcemy bowiem poddusić warzywo, niekoniecznie usmażyć na brązowo. Po kilku minutach dorzucamy kukurydzę, śmietanę i fetę, pokrojoną w kostkę. Pieprzymy. Nie solimy, bo feta jest wystarczająco słona. Całość ma być ciepła, ale żadne z tych trzech składników nie wymaga dłuższego gotowania, więc możemy już teraz wyłączyć ogień.

Na gotowych plackach naleśnikowych układamy tyle farszu, ile uważamy za stosowne, bacząc jednak, by naleśnik dało się złożyć. Na wierzch kładziemy ser żółty i w takiej postaci zapiekamy w piekarniku przez dosłownie kilka minut.