
Ze świąt ostało mi się sporo ciastek korzennych, które w grudniowym amoku piekłam bez opamiętania. Mamy ich już powyżej uszu, czasem z braku laku, ktoś chrupnie do kawy jedno lub dwa, ale szczerze powiedziawszy szukałam dla nich jakiej atrakcyjnej formy drugiego życia. Ciasteczkowa reinkarnacja nastąpiła wraz z niedzielnym zapotrzebowaniem na coś słodkiego.
Deser korzenno-jabłkowy to rzecz doskonale wpisująca się w klimat zimowych ciemnych wieczorów, a co istotne – bardzo prosta.
Składniki:
- słoik musu jabłkowego Dawtona
- duże jabłko, najlepiej winne
- dwie garści rodzynków
- duży kubełek jogurtu greckiego
- kilkanaście ciastek korzennych
- łyżeczka cynamonu
- miód pszczeli o płynnej konsystencji
Rodzynki zalewamy wrzątkiem, by napiły się wody oraz stały się soczyste i miękkie.
Myjemy jabłko i obieramy je ze skórki. Trę na tarce o grubym oczku. Otwieramy słoik jabłkowego musu i mieszamy z wiórkami jabłkowymi. Odcedzamy rodzynku po upływie kwadransa, wrzucamy do jabłkowej masy, sypiemy cynamon i dobrze mieszamy.
Jogurt grecki mieszamy z taką ilością miodu, by lekko go osłodzić, ale nie zrobić zeń ulepku – myślę, że łyżka może wystarczyć.
Ciastka korzenne kładziemy do czystej ściereczki kuchennej i zawijając jej rogi robimy coś na kształt tobołka. Uderzamy weń tłuczkiem do mięsa, aż z ciastek powstaną okruchy.
W szklanych pucharkach, lub po prostu szklankach, układamy warstwę jabłek, warstwę jogurtu i korzennych okruszków, a następnie ponownie każdą po kolei. Na górę kładziemy kleks jogurtowy i oprószamy go okruszkami i cynamonem.
Po akcji z tłuczkiem może okruszki przełożyć część do miseczki i skropić jakimś esencjonalnym alkoholem, na przykład whisky lub likierem. To oczywiście opcja dla nas – dorosłych. Dzieciakom musi wystarczyć opcja nieprocentowa ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz