
Tak zrobiłam tym razem, jednak gwiazdą tego obiadu nie była kurzyna, lecz indyk. Zupa, którą ugotowałam dla Zapuszkowanego Juniora stanowiła wywar z indyczyny i warzyw (ach, dogadzam, wiem;)), gdyż jest to według wielu źródeł bardzo zdrowe mięso, a ja, choć nie obsesyjnie, staram się żywić swą latorośl możliwie zdrowo.
Nie wszystkie mięso indycze trafiło do zupy. Skończyłoby się to bowiem głośnym veto, wniesionym małoletnim, irytującym głosikiem. A przecież nie chcemy psuć sobie nerwów ;). Reszta mięsa zatem przypadła w udziale nam - starszym Zapuszkowanym. Oto, co z nim zrobiłam...
Składniki:
- na oko: 350dkg mięsa indyczego
- puszka ananasa w kostkach od Dawtony
- 1/2 papryki czerwona
- 1/2 papryki żółtej
- 1/2 czerwonej cebuli
- opakowanie makaronu ryżowego
- szczypta chilli
- dwie szczypty curry

Zakładając, że mamy gotowe (ugotowane, uduszone lub upieczone) mięso indycze - jest to obiad, który powstaje w kilka chwil. Również dlatego, że makaron dochodzi dosłownie w minutę - nie gotujemy go, tylko moczymy we wrzątku.
Na patelni rozgrzewamy olej. Siekamy wedle uznania papryki i cebulę. Podsmażamy delikatnie. Gdy wyraźnie się zeszklą, otwieramy puszkę z ananasem i około 3/4 owoców dodajemy na patelnię. Resztę chrupiemy beztrosko, lub dajemy domownikom (na pewno się ucieszą ;)). Wlewamy nieco syropu z ananasa do potrawki. Przyprawiamy i energicznie mieszamy. Dodajemy pokrojone na kawałki mięso. Zakrywamy i przez chwilę dusimy na bardzo małym ogniu, by smaki przeniknęły się, a mięso podgrzało.
Przygotowujemy makaron wedle wskazówek na opakowaniu.
Podajemy w dowolny sposób - niektórzy lubią wymieszać całość na patelni, ja preferuję farsz ułożony na makaronie.