czwartek, 29 grudnia 2011

Nie wykończ się Sylwestrem!

W sobotę Sylwester. Jak go spędzacie? Wyjeżdżacie w góry, lecicie w jakieś piękne miejsce, balujecie w wynajętej knajpie, czy może postawiliście na kameralną atmosferę imprezy domowej?
My - to ostatnie. Ciężko jest zaaranżować wyjście, gdy jest się rodzicem. Dzieci komplikują życie towarzyskie, ale nie dramatyzujmy, nie jest też tak, że pozbawiają go nas kompletnie. Po prostu żeby dobrze bawić się w sylwestrową noc i aby dziatki spały snem kamiennym, czując naszą obecność, należy pójść na pewne kompromisy.
Jednym z takich kompromisów jest impreza domowa - nierzadko z innymi dzieciatymi.
W tym roku zaszczyt zorganizowania sylwestrowego party przypadł na nas, Zapuszkowanych, i dobrze wiemy, co zrobimy z tym fantem. Zasada numer jeden Zapuszkowanej, weźcie sobie ją proszę do serca: ZERO MARTYROLOGII KUCHENNEJ. Szukamy prostych przepisów na zakąski, a do tych, do których przyjdzie nam nieco przysiąść zatrudniamy domowników. Jeść chcą? To niech pomogą! Nie ma, że się zrobi samo! ;)))
Robimy rzeczy proste, ale smaczne i ładnie prezentujące się na talerzu. Korzystamy też z udogodnień w postaci zakąsek gotowych, zakąsek samych w sobie. Na przykład serowa deska wymaga jedynie wyłożenia nań rozmaitych gatunków serów, pleśniowych, lecz nie tylko, oliwek i orzechów, wygląda bajecznie, bardzo apetycznie, a nakład pracy - żaden. Korniszony czy marynowany czosnek (Dawtona!) to tylko kilka ruchów dłonią w celu przełożenia dóbr ze słoika do jakiegoś ładnego naczynia, a czy ktokolwiek wyobraża sobie imprezę bez pikli? Możemy je również wykorzystać do sporządzenia koreczków lub minikanapek- to doskonała rzecz, niezwykle szybka do wykonania i efektownie wyglądająca na stole, do którego zaprosimy naszych gości.


Druga rzecz to odpowiednia oprawa imprezy. Osobiście jestem estetką, uwielbiam ładne przedmioty, potrafię zachwycić się piękną filiżanką lub obrusem i nie spać po nocach, gdy jest to dobro z jakichś przyczyn nieosiągalne ;). Nie oznacza to bynajmniej, że na ładne rzeczy jestem w stanie wydać fortunę, a przed planowaną imprezą robię wielkie zakupy w sklepach z wyposażeniem wnętrz, byleby wszystko wyglądało, jak sobie wymarzyłam. Nic z tych rzeczy. Oczywiście nazbierałam kilka cudownych naczyń, które chętnie prezentuję, gdy zapraszam ludzi. Lecz jeśli czegoś mi brakuję - nie wpadam w panikę. Za ścianą mam zaprzyjaźnioną sąsiadkę, oprócz tego mamę, siostrę i tak dalej. Zwyczajnie pożyczam, do czego namawiam! ;)
Rzeczy, które natomiast chętnie kupię to wszelkie atrybuty hucznej zabawy - serpentyny, konfetti, papierowe trąbki. Myli się ten, kto myśli, że takie rzeczy przeznaczone są do zabawy dla najmłodszych! :)

Punkt trzeci i ostatni - zaopatrzenie barku.
Z reguły domowe imprezy skłaniają gości do przyniesienia zarówno drobnej zakąski, jak i preferowanego alkoholu. Jednak wypada z naszej strony zapewnić niezdecydowanym poczęstunek drinkiem naszej roboty - miejmy zatem kilka rodzajów napojów oraz alkoholi.
Zdradzę Wam, jaki jest mój ulubiony, absolutnie bezkonkurencyjny koktajl, które zawsze przedłożę nad inne, choćby najbardziej wymyślne.


Campari z sokiem grejfrutowym, dużą ilością pokruszonego lodu i ćwiartką świeżej pomarańczy to, coś czym z rozkoszą wzniosę toast za powodzenia w nadchodzącym roku.
Również Wasze! :)

wtorek, 27 grudnia 2011

Pulpety pomidorowe

Po trzech dniach posilania się w dużej mierze rybami na tysiąc sposobów oraz daniami zawierającymi kapustę lub grzyby albo jedno i drugie zamarzyłam o czymś z zupełnie innej beczki. Zatęskniłam za swojskim, domowym jedzeniem (nie żeby to bożonarodzeniowe było nieswojskie i niedomowe, ale ileż można!), jakże odmiennym od menu świątecznego. Pulpety chodziły za mną już jakiś czas, lecz pochłonięta gotowaniem na wigilijny stół nie bardzo miałam czas zmajstrować coś bardziej skomplikowanego niż kurczak z piekarnika z towarzystwie pieczonych ziemniaczków, danie pozornie całkiem wykwintne, jednak nie angażujące w najmniejszym stopniu. Z pulpetami trochę zachodu jest, dlatego dobrze jest zrobić więcej - tak byśmy cieszyli się nimi 2-3 dni.


Składniki:

- pół kilograma mięsa wieprzowego lub cielęcego

- pół kilograma wołowiny

- pół kilograma mięsa indyczego

- dwie duże cebule
- główka czosnku

- garść majeranku

- dwie łyżeczki pieprzu ziołowego

- sól, pieprz czarny

- szklanka płatków owsianych

- pęczek natki pietruchy

- 2 jaja

- 2 puszki pomidorów Dawtona
- olej


W dużej misce lub garnku mieszamy mięso ze sobą - nie jest konieczne, by mieszać aż trzy rodzaje, ważne by znalazł się jeden rodzaj tłustszy, a jeden chudszy (np. wołowina i wieprzowina doskonale dopełniają się, wołowina zapewnia niskokaloryczną, chudą potrawę, a odrobina tłuszczu z wieprzowiny sprawia, że w obróbce nasze dania nie wyschnie nam na wiór). Cebulę kroimy w bardzo drobną kostkę, czosnek przeciskamy przez praskę, siekamy połowę natki. Dodajemy do mięsa, a wraz z nimi: jajka, płatki owsiane, inne przyprawy. Wszystko mieszamy bardzo dokładnie dłońmi. Na dużej patelni rozgrzewamy olej. Formujemy nieduże kulki i smażymy aż z każdej strony będą zarumienione. Zarumienienie nie oznacza bynajmniej, że kotlety są gotowe - będą jeszcze duszone. Otwieramy dwie puszki pomidorów i blendujemy je na jednolitą masę, do której dodajemy pozostałą część natki pietruchy. Odrobinę solimy i pieprzymy. Zalewamy nasze pulpety takim sosem i pozostawiamy na niewielkim ogniu na około 45 minut. Ja lubię pomidorowe pulpety w towarzystwie gotowanej na sypko kaszy gryczanej.

Danie bardzo krzepiące, pyszne i aromatyczne.

wtorek, 20 grudnia 2011

Ciasto jabłkowe z rodzynkami i orzechami

W tym tygodniu przydarzyła mi się wigilia firmowa. Jestem raczej przywiązana do tradycji gdy w grę wchodzą święta, więc nie wchodzę w żadne udziwnienia i niekonwencjonalne rozwiązania kulinarne w zakresie menu wigilijnego i bożonarodzeniowego. To samo dotyczy ciast i słodyczy - te bazujące na maku, bakaliach, aromatycznej woni korzennej i miodzie są dla mnie niezastąpione i nie wyobrażam sobie, bym nagle zaczęła postulować zajadanie się szarlotką. Jednak wigilijne spotkanie z ludźmi z pracy to nieco inna historia i tu nikt nie trzyma się sztywno ram. Wręcz przeciwnie - te wyjątkowe smaki i aromaty zostawiam sobie na czas świąt właściwych, dlatego też nie czułam się świątecznym barbarzyńcą piekąc placek jabłkowo-rodzynkowo-orzechowy. (Hej, w rezultacie brzmi to całkiem bożonarodzeniowo!)

Składniki:
- 5 śred
nich jabłek
- dwie garście rodzynek
- dwie garście orzechów włoskich
- szkl
anka brązowego cukru
- pół słoika jabłkowego musu Dawtona
- 2 jajka
- pół szklanki oleju
- 2,5 szklanki mąki
- 2 płaskie łyżeczki sody oczyszczonej


Jabłka obrane lub nie - kroimy na drobna kostkę. Wrzucamy do dużego gara. Wrzucamy tez rodzynki i zasypujemy całość cukrem. Odstawiamy na pół godziny. W tym czasie siekamy dość drobno orzechy, smarujemy blachę (ja używam mojej ulubionej blachy to tart), rozgrzewamy piekarnik do 200C. Gdy zasypane cukrem jabłka wyraźnie puszczą sok, dzięki któremu napęcznieją też rodzynki, dorzucamy składniki mokre - jaja, olej, mus jabłkowy. Mieszamy. Następnie wrzucamy składniki suche - mąkę i sodę oczyszczoną oraz sieczkę orzechową. Starannie mieszamy by nie tworzyły się mączne grudki.
Gdy mamy pewność, że składniki tworzą całość - przekładamy ciasto na blachę i wkładamy do rozgrzanego piekarnika. Pieczemy około pół godziny, może odrobinę dłużej, a następnie zbieramy pochwały :).



czwartek, 15 grudnia 2011

Wzorcowy obiad Kowalskich

Zapuszkowany nade wszystko lubi zjeść tradycyjnie. Nie ma jak to dobrze zrobiony schabowy z ziemniaczanym purée i kapustą – zwykł mawiać, ku mojemu utrapieniu. Sama nie jestem entuzjastką pożywienia w panierce, smażonego w oleju. Nic nie poradzę, że pochłaniając taką drastyczną bombę kaloryczną oczyma wyobraźni widzę rozrastający się obwód mojej talii. No, ale nie dramatyzujmy, nie samymi cukiniami człowiek żyje, a od schabowego raz na jakiś czas nikt jeszcze nie umarł. Oraz nie zmienił w ciągu doby rozmiaru na numer większy;).

Składniki całego obiadu:

- kawałek ładnego, świeżego schabu, jakieś 1/2kg
- 1 jaja

- bułka tarta pomieszana z niewielką ilością mąki pszennej

- sól, pieprz
- olej

- kilka dużych ziemniaków

- łyżka masła

- nieco mleka
- gałązka świeżego koperku

- słoik czerwonej kapusty Dawtona


Schab kroimy na około centymetrowe plastry. Rozklepujemy tłuczkiem przez chwilę – mięso ma być cieńsze, jednak nie przezroczyste. Solimy, pieprzymy, układamy na sobie, przykrywamy folią i odstawiamy do lodówki.
W międzyczasie obieramy ziemniaki, gotujemy, przygotowujemy sobie stanowisko do panierowania w postaci dwóch płaskich talerzy. W jednym z nich rozmącamy jajka, na drugi sypiemy obficie mieszanką bułki tartej i mąki (ze zdecydowaną przewagą tej pierwszej). Ugotowane ziemniaki odcedzamy i rozgniatamy na purée. Dodajemy masła i mleka, tyle, ile wymaga pożądana przez nas konsystencja.
Do kolejnego garnka przekładamy zawartość słoika z kapustą – my preferujemy ją na gorąco, ale wiem, że wielu ludzi jada ją wyłącznie zimną. Rzecz gustu.

Pamiętajmy, by wszystko, co ma towarzyszyć naszym schabowym zostało przyrządzone wcześniej – schabowe najlepiej smakują przed momentem zdjęte z patelni, dlatego dobrze, by w momencie zakończenia smażenia, reszta obiadu była już gotowa.

Na patelnię lejemy niemało oleju – nie ma być to głębokie smażenie, jak w przypadku frytek, jednak schabowy wymaga porządnej ilości tłuszczu, dobrze więc by pokrywał całą powierzchnię patelni. Wyciągamy mięso z lodówki, obtaczamy najpierw w jajku, następnie w bułce. Zanim położymy płat schabu na patelnię warto sprawdzić, czy olej jest odpowiednio rozgrzany – w tym celu można wrzucić maleńki kawałeczek mięsa. Nieodpowiednio rozgrzany tłuszcz sprawia, że smażony produkt nadmiernie nasiąka nim, a przecież tego na pewno nie chcemy.

Kładąc porcje na talerzach oprószamy purée świeżo posiekanym koperkiem – ja tnę nożyczkami, które przysposobiłam sobie do kuchennych aktywności, bezpośrednio nad talerzami. To jedno z wielu udogodnień, jakie sprzedała mi w cyklu swych programów Nigella Lawson.

wtorek, 13 grudnia 2011

Co możesz zrobić ze słoikiem, gdy zjesz całe powidła?

Czy jesteście zwolennikami wtórnego wykorzystania surowców? Ja owszem. Nie jestem szalona i nie mam na myśli rzeczy przegiętych, takich jak zapełnianie regału w salonie pudełkami po butach (bo przecież wiele można w nich zmieścić i takie są praktyczne!), myślę raczej o świadomym wspieraniu recyklingu bez drastycznych poświęceń dla estetyki naszego domu. Ja bardzo lubię obserwować takie zabiegi w programach w klimacie tych, autorstwa Marthy Stewart. Urzekają mnie też rozmaite cuda, znoszone z przedszkola przez najmłodszego z Zapuszkowanych, bazujące właśnie na wtórnym wykorzystaniu, umówmy się, śmieci. Ale śmieci użytecznych.
Lubię też bardzo rzemiosło amatorskie, domowe, własne.
Rzeczy ładne, pomysłowe i jedyne w swoim rodzaju. Takie domowe rękodzieło ma szczególne znaczenie w okresie świątecznym - ileż cudnych dekoracji bożonarodzeniowych można wyczarować z pozornie niepotrzebnych rzeczy.
Co na przykład robicie z pustymi słoikami? Wyrzucacie? Myjecie i przekazujecie babci, która z uporem maniaka produkuje przetwory domowej roboty?
A gdyby tak wykorzystać je do udekorowania domu na nadchodzące święta?

Słoiki jako urokliwe lampiony wypełnione kłębowiskiem choinkowych lampek:


Słoik w roli nastrojowego świecznika:


A także w roli praktycznego i pełnego wdzięku pojemnika na świąteczne łakocie:

I wreszcie - w innych, jakże świątecznych, uroczych rozwiązaniach:


... jako niezwykle oryginalne opakowanie na niewielki gabarytowo podarunek, jako dzbanki na wetknięte weń gałązki, jako wiszące na ścianie (drzwiach?) lampiony z jemiołowym wypełnieniem i wreszcie - coś doskonale znanego z amerykańskich filmów - własna, słoikowa wariacja na temat szklanej kuli ze śnieżynkami, prószącymi, gdy się nią potrząśnie.

A zatem słoik to nie tylko naczynie zawierające kiszone ogórki, dżem malinowy czy tarte buraczki. To także moc możliwości, niekoniecznie dla wybitnie uzdolnionych i superkreatywnych ;).

__________
photos from: amybayliss, bighow, collegefashion.net, cutoutandkeep.net, emmalinebride, etsy.com, homeforchristmas, homeklondike, itsallfiddlefart.blogspot, julieannart, kitchenistry, theinspiredroom, thesweetestoccasion, totsandbottoms.blogspot, weepingcherries.wordpress

piątek, 9 grudnia 2011

Cukinia zapiekana z wołowiną i mozzarellą

Każda pora roku ma swoje niewątpliwe uroki, dlatego ciężko powiedzieć, że którąś z nich lubię szczególnie. Jednak związane z okresami w roku warzywno-owocowe urodzaje na pewno determinują moją (i każdą) kuchnię, w związku z czym można zaryzykować stwierdzenie o preferencjach. Skoro tak - uwielbiam jesień. Za moc cukinii, papryk, kabaczków, pomidorów za bezcen i tak dalej. Ten okres niechybnie chyli się ku końcowi, a w wielu warzywniakach skończył się na dobre. U mnie na szczęście wciąż można dostać małą, jędrną cukinię w dość rozsądnej, jak na grudzień, cenie, a cukinia to jedno z moich ulubionych warzyw. Dodajcie do tego moje ulubione mięso - wołowinę, oraz absolutnie wspaniałą mozzarellę i wyjdzie Wam niebo w gębie. W dodatku bardzo lekkie, niezapychające.

Składniki:
3-4 nieduże cukinie
60dkg mielonej wołowiny
1 duża czerwona cebula
2-3 ząbki czosnku
kartonik krojonych pomidorów Dawtona
sól
świeżo zmielony pieprz
natka pietruszki (pół pęczku)
oliwa
łyżeczka musztardy francuskiej
kulka mozzarelli

Przed zapieczeniem:
Wołowinę podsmażamy równomiernie na oliwie, solimy, pieprzymy. W międzyczasie siekamy drobno cebulę i czosnek - dorzucamy do mięsa.
Gdy całość jest wyraźnie podsmażona, siekamy natkę i wrzucamy na patelnię, dodajemy także łyżeczkę musztardy francuskiej oraz pomidory z kartonika.

Skręcamy ogień i bardzo powolutku podduszamy całość. W międzyczasie szykujemy blachę - wykładamy folią aluminiową (mniej mycia) i delikatnie zraszamy oliwą. Cukinie kroimy na około centymetrowe podłużne plastry i układamy obok siebie na blasze. Na nich z kolei układamy po płaskiej porcji mięsa. Następnie kroimy mozzarellę w plastry i kładziemy na szczycie minizapiekanek.

Całość zapiekamy w temperaturze 200C przez około 10-15 minut.

Po zapieczeniu rzecz wygląda następująco:

Stroik adwentowy w bonusie, w ramach nienachalnego budowania świątecznej atmosfery;).

wtorek, 6 grudnia 2011

Spontaniczne gofry


Znacie zapewne uczucie niepełnej satysfakcji po odejściu od stołu? Niby wszyscy najedzeni, niby smakowało, ale coś by się jeszcze wrzuciło na ruszt. Takiego "na dopchnięcie";). Najlepiej słodkiego.
Na taki syndrom ucierpieliśmy właśnie dziś. Jest wiele sposobów na szybki deser w domu - budynie, kisiele, sałatki owocowe, znam nawet błyskawiczne do przyrządzenia wypieki, jednak nie to chodziło po głowach Zapuszkowanym.
Gofry domowej roboty - oto, co sprawiło, że wszystkim nam błogi uśmiech wychynął na lico. A jeśli gofry, to z owocami.

Składniki:
- 125g masła
- 100 brązowego cukru
- 3 jaja
- 250g mąki
- łyżeczka proszku do pieczenia
- 175-200ml mleka
- dżem z owoców leśnych Milejów

Masło dobrze by postało trochę w ciepłym i dało się bez większego trudu rozetrzeć na puszystą masę. Do niej dodajemy cukier i jajka i ucieramy. Wciąż mieszając wsypujemy też mąkę i proszek do pieczenia, a następnie stopniowo wlewamy mleko. By wszystkie składniki połączyły się w jednolitą masę możemy użyć miksera - wtedy miksujemy kilka minut na najwyższych obrotach. Następnie smarujemy rozgrzaną gofrownicę tłuszczem (olej lub masło)i nakładamy nieco ciasta. W mojej gofrownicy można zatopić w cieście patyczki. To bardzo praktyczne, szczególnie gdy ma się na stanie osobniki małoletnie, czyli takie, które zawsze znajdą sposób na sprawienie, by czysta odzież przestała być czysta. Patyczki minimalizują ten przykry efekt.
Jeśli chodzi o dodatek do pysznych, świeżo wypieczonych gofrów, to wszystko zależy od Waszej wyobraźni. Był taki czas, że zajadaliśmy się roztartym na pastę bananem i nutellą, później istniała dla nas tylko domowo ubita śmietana, teraz przerzuciliśmy się na opcję możliwie dietetyczną i zdrową (o ile w przypadku gofrów można zaryzykować tezę o jakiejkolwiek diecie ;)) - zażeramy się niskosłodzonymi dżemami i powidłami. Pycha!

piątek, 2 grudnia 2011

Placek śliwkowo-cynamonowy


W weekendy piekę. Zapach świeżo upieczonego ciasta to dla mnie taki sobotnio-niedzielny sielankowy akcent. W tym tygodniu akurat miałam wolny piątek, więc mogłam swobodnie przerzuć nieco weekendowych aktywności na dzisiaj.
Każda pora roku ma swoje smaki, bazujące na sezonowości owoców. Na przełomie jesieni i zimy najchętniej piekę szarlotki, ciasta bananowe, bakaliowe i pełne włoskich orzechów. Dziś jednak w warzywniaku odkryłam ostatnie tegoroczne śliwki. Nie musiałam się długo namyślać co z nimi uczynię. Placek ze śliwkami z warstwą powideł i mgiełką cukru z cynamonem to coś, co powinno zachwycić Zapuszkowanych.
Składniki:

1/2 kg mąki pszennej

2 łyżeczki cynamonu

2 łyżeczki proszku do pieczenia
250 g masła

1/2 szklanki cukru (najlepiej brązowego)
2 żółtka
tyle gęstej śmietany 18%, ile wymaga uzyskanie odpowiedniej konsystencji ciasta

1 słoik powideł śliwkowych Dawtona lub Milejów
1kg śliwek


Na stolnicę przesiewamy mąkę, dodajemy cynamon i proszek do pieczenia, masło, cukier, żółtka oraz gęstą śmietanę. Całość zagniatamy, lepimy kulę i schładzamy w lodówce (w zamrażarce będzie szybciej). W międzyczasie przygotowujemy śliwki – myjemy, przekrawamy na połówki i pozbywamy się pestek. Piekarnik nagrzewamy na 200 stopni. Schłodzone ciasto rozwałkowujemy i wykładamy nim szczelnie blachę, uprzednio posmarowaną masłem. Wkładamy na 5 minut do piekarnika, by leciutko się podpiekło. Gdy to się stanie czekamy moment, by nie było bardzo gorące, smarujemy powidłami śliwkowymi a następnie układamy połówki śliwek, jedna obok drugiej, bardzo gęsto. Pieczemy około 50 minut. Po wyjęciu z piekarnika i przestudzeniu sypiemy cukrem pudrem pomieszanym z cynamonem, nie żałując go.
Dzięki takiej operacji weekend upływa pośród zapachu śliwek i cynamonu, a w sobotnia poranna kawa z mleczną pianką zyskuje doskonały akompaniament.